czwartek, 13 kwietnia 2017

Nie potrafię...

Nie potrafię tego ogarnąć- że Cię nie ma. Pamiętam, że nie żyjesz. Ale świat bez Ciebie jest pusty. Nie wiedziałam, że tak bardzo go wypełniasz samym tym, że istniejesz. Widzę coś ciekawego i chcę Ci o tym opowiedzieć. Staję przed wyborami, których nigdy nie powinnam podejmować i chcę szukać u Ciebie porady.
I chcę Ci powiedzieć, że jestem z Ciebie dumna, bo w wiecznej cichej rywalizacji nigdy Ci tego nie powiedziałam tak, jak należy: wprost z akcentem na to, jak bardzo podziwiam Twoją niezłomność. Nie poszłabym Twoją drogą, ale Twoja siła była znacznie większa niż im się wydaje. To oni są słabi. Mordercy.

Jeśli to on...
wybacz mi, że nie potrafię przestać go kochać i wierzyć, że jest po tej samej stronie co Ty. Z całego serca wierzę, że zostaliście zmanipulowani. Że wilk ukrywał się w owczej skórze. Nie wiem, czy uda mi się to udowodnić. Sądy, policja to śmieszne twory, które nie mają na celu dojścia prawdy a polepszenie statystyk. Nikt tam o Tobie nie pamięta a ja niewiele mogę zrobić. Zasłaniają się kodeksami, formułkami, są nieudolni i obrzydliwie obojętni. Życie ich wszystkich jest mniej warte niż Twoje. Szkoda, że to oni żyją.

Wciąż walczę. Ale jest mi trudno. Ty byś mi pomogła... Ale poza Tobą nie ma nikogo, kto by realnie mnie wspierał. No, może D... jest. Ale to czasami za mało a przecież musi wystarczyć.

Miałam też przyjaciela. Tak mi się wydawało. I wiesz, co? On nie potrafi ze mną o tym rozmawiać, to dla niego zbyt "ciężki temat". Wyobrażasz to sobie? Taki z niego tchórz, taki egoista. To nie jego życie stało się koszmarem, nie jego bliscy stali się dalecy, nie jego serce zostało zmiażdżone, nie jego poranki zaczynają się zawsze od tej samej myśli, nie on musi zamknąć wspomnienia w ciemnej piwnicy, nie on stracił Ciebie. Jedyne co miał zrobić, to być przy mnie i wysłuchać czasami. Niczego więcej nie oczekiwałam, nie byliśmy aż tak blisko. Ale dla niego to było za trudne. Już się nie przyjaźnimy, choć mamy ze sobą kontakt. Mur został wzniesiony.

niedziela, 12 marca 2017

Miliony chwil

  Miliony chwil, w których mi Ciebie brakuje. Świadomość, że nie wrócisz za tydzień czy rok. Nawet za 10 lat. Rzeczy, które robię z myślą, że to dla Ciebie. Strach, że Ty już o niczym nie wiesz, niczego nie czujesz, nie istniejesz. Chciałabym Cię szukać, ale nie wiem ani jak, ani gdzie. Nie ma Cię tam, gdzie dotąd. A to jedyny świat jaki znam.
   Wyciągam rękę i czekam. Ale nigdy nie czuję uścisku. A wiem, że gdybyś mogła, nie pozwoliłabyś mi tak cierpieć. Więc nie możesz. A skoro nie możesz, to jedyne co mogłoby Cię powstrzymać, to...niebyt. Nic innego. Do tej pory za każdym razem byłaś gotowa mi pomóc. Teraz nie możesz, bo ja nie wiedziałam, że wtedy to Ty wyciągnęłaś rękę. A ja jej nie chwyciłam.
   Kiedy słyszysz "Spieszmy się kochać ludzi...", myślisz z nostalgią, że to prawda. Ale gdy przychodzi moment, w którym zdajesz sobie sprawę jak wielkie to niedopowiedzenie jest już za późno, żeby się na to przygotować. Ja kochałam. Ale to nic nie dało. Kiedy odeszłaś, nic mi nie dało to, że zdążyłam Cię kochać. Za miłość płacę ogromną cenę. A i tak to wciąż nic w porównaniu do ceny jaką Ty zapłaciłaś. Jeśli istniejesz, jeśli jesteś gdzieś tam w innym świecie czy tu, jeśli potrafisz cofnąć czas, oddam swoje życie za Twoje. Jeśli potrafisz to zrobić, nie wahaj się. Ja już wiem, jak źle kochałam, nie tych ludzi, tych, którzy zrobili Ci taką krzywdę. Ufałaś mi. A ja im wierzyłam. Więc Ty też wierzyłaś. Przepraszam. Wybacz mi.
   Twoje życie było wiele warte. Dla mnie. Ale dla kogoś okazało się niczym. Nie wiem, czy bolałoby mniej, gdyby to była choroba, wypadek samochodowy. Wiem tylko, że przypadek byłby bardziej sprawiedliwy, niż to.

wtorek, 7 lutego 2017

Niewiara

   Wierzyłam. Od zawsze. Najpierw w Pana Boga, którego wiecznie przepraszałam, bo niesforny umysł tworzył złe obrazy i wypluwał obelżywe słowa w kierunku nic nie winnego bóstwa. Kiedy zrozumiałam, że mój Bóg na pewno za to zły nie będzie, bo wie, że te myśli są poza moją wolą, myśli ustąpiły. Ale pojawiło się coś, co nieodwołalnie zmieniło moją wizję wyższego bytu, słowo: mój. Mój Bóg. Mój Bóg, który nie był bogiem z opowieści katechetki, sztucznym tworem, manekinem pośród papierowych chmur. Mój Bóg był rozsądny, był dobry, naprawdę wszechwiedzący, brodę może i miał ale na użytek mojej wyobraźni. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z rozłamu religii, który dokonał się w mojej głowie, ale nie ulega wątpliwości, że podział nastąpił.
   Dziś, wiele lat później, kiedy ktoś pyta czy jestem wierząca, odpowiadam: tak. Jakiego wyznania? No właśnie...mojego własnego. Owszem pewne obrzędy i infrastruktura kościoła katolickiego są mi przydatne, ale nie podpisuję się pod wieloma twierdzeniami księży. Biblia może być pewną wskazówką ale na pewno nie wyznacznikiem, co powinien zrozumieć każdy zdrowo myślący człowiek, który czytał Stary Testament...a nawet jeśli nie czytał, to wie, że to co spisane przez człowieka to tylko ludzki- a nie boski- przekaz. W "Mistrzu i Małgorzacie" dobrze rzecz ujęto: "Ci dobrzy ludzie niczego się nie nauczyli i wszystko, co mówiłem, poprzekręcali. W ogóle zaczynam się obawiać, że te nieporozumienia będą trwały jeszcze bardzo, bardzo długo. A wszystko dlatego, że on niedokładnie zapisuje to, co mówię. (...) Nie mówiłem dosłownie nic z tego, co tam zostało napisane. Błagałem go: spal, proszę cię, ten pergamin! Ale on mi się wyrwał i uciekł." Czyż ta wersja jest mniej prawdopodobna niż to, że Biblia to sama prawda objawiona?
   Dziś znacznie trudniej mi wierzyć. Do tej pory, to były zupełnie teoretyczne rozważania, budzące trochę niepokoju, że się mylę i trochę przyjemności z podążania własną ścieżką. Ale teraz przyszedł czas na zajęcia praktyczne. Czy wierzę? Czy wierzę, że jesteś, że istniejesz, mimo że Twoje ciało jest już historią? Patrzę na zdjęcia z wakacji, naszych wakacji, kolejnych najlepszych wakacji, bo z Tobą. To było tak niedawno, jest takie bliskie, takie zwykłe, wspólne, dobre. To porażające, że w jednej chwili byłaś, a w drugiej musiałam żegnać się z Twoim ciałem. Ukochanym ciałem, z którego zawsze się śmiałam, że takie drobne, niepozorne, tak inne niż Twój charakter. I nagle Twój charakter, Twoje żarty, Twój słodko-gorzki pogląd na świat, Twoje spojrzenie, słowa, gesty, ciepło...wszystko zniknęło. Zostało twarde, zimne ciało, twarz z kroplami pośmiertnego potu, obcy zapach i świadomość, że za chwilę i tego nie będzie. Co więc zostało?
   Bardzo trudno jest wierzyć. A kiedy inni ludzie mówią, że nie wierzą jest jeszcze ciężej. Czasami chciałabym wesprzeć się na cudzej wierze. Ale tam, gdzie szukam oparcia, jest tylko idealnie gładka ściana, po której wyciągnięta ręka ześlizguje się jak po lodzie. Szukam Ciebie dookoła, ale albo Cię już nie ma, albo nie potrafię Cię odnaleźć. Wybacz mi kolejny raz.

czwartek, 2 lutego 2017

Pierwszy dzień bez Ciebie

   Pierwszy dzień bez Ciebie to nie dziś. Pierwszego dnia bez Ciebie nie wierzyłam, że nigdy więcej nie zobaczę Cię żywej. Pierwszego dnia bez Ciebie nie dotarło do mnie zbyt wiele. Nie czułam jeszcze Twojego braku- tak naprawdę. Byłam przerażona tym, co się stało. Byłam oszołomiona. Znalazłam się w sytuacji, która nie mogła być częścią mojego życia- choć była.
 
 Ten dzień pamiętam słabo. Zaczął się zwyczajnie. Poszłam do pracy. Nie działo się nic, co mogłoby ostrzec mnie, że za chwilę, za moment, za kilka sekund mój świat runie. Ludzie, których kochałam zmienią twarz, będę musiała przestać ich kochać, a najbliższa mi osoba, stanie się wspomnieniem. Zadzwonił telefon.
 
 Od tej pory moje dawne życie nie istnieje. Mimo że w codzienności na pozór prawie nic się nie zmieniło, znajomi, którym nie powiedziałam o Twojej śmierci, niczego nie zauważyli. Pytali tylko jak mi minął urlop. W dwa tygodnie stanęłam na nogi. Wróciłam do pracy. Rozpoczęłam życie bez Ciebie. Nie jestem głupia- a przynajmniej nie aż tak. Wiem, że nie wrócisz. Dotykałam Twojego ciała i nie było w nim ani odrobiny życia. Ledwo Cię poznałam, tak bardzo byłaś inna bez tej szalonej mimiki twarzy.

   Wybacz mi, że zignorowałam Twój strach. Być może mogłam Cię uratować. Wiem, że Ty sama nie sądziłaś, że będziesz musiała odejść, ale to ja powinnam Cię ostrzec, kazać Ci być w innym miejscu tego strasznego dnia. Wybacz mi.

   Przyjaciele mówią, że nie mogę się winić, że nic nie mogłam zrobić, że nikt nie przypuszczał, nawet Ty. Ja to wiem. Ale ta wiedza niczego nie zmienia. Znam wiele osób, które są dużo mniej warte niż Ty. I to one powinny umrzeć, a Ty żyć. Bo nie znam nikogo,kto bardziej starałaby się żyć dobrze. Gdyby ktoś zaproponował mi wymianę: dziesięciu ludzi w zamian za Twój powrót, wskazałabym ich palcem bez wahania.